poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Iść za swoim wołaniem duszy

Od zawsze wiedziałam, że będę pisać. W szkole średniej pisałam najchętniej na dowolne tematy. Miałam potrzebę wyrażania tego, co mi w duszy grało. Gdy miałam 17 lat zaczęłam pisać powieść, której akcja działa się we Włoszech. Nie miałam okazji jej skończyć, bo moja mama lubiła porządek i któregoś dnia dotarła do moich notatek i zgarnęłą je jako papier na podpałkę w piecu. Do tej pory nie wróciłam do tego gatunku literackiego. Potem, gdy studiowałam, nie bardzo była przestrzeń na pisanie dowolne, gdyż musiałam zgłębiać wzory chemiczne. Znalazłam jednak w nich swoją część dla wyobraźni. Uwielbiałam chemię organiczną leków, podobnie jak zajęcia w laboratorium, gdzie z prostych substancji powstawały związki. To była alchemia, której potem szukałam w swoim życiu, aby odkryć twórczy proces w człowieku. Znalazłam go po latach i zrozumiałam rolę tego archetypu w moim życiu Gdy założyłam rodzinę, nie miałam czasu na pisanie przez wiele lat, oczywiście nie licząc 20 prac naukowych, które wykonałam i opublikowałam w prasie akademickiej. Pewnego dnia przyszła jednak potrzeba wyrażania czegoś innego w słowach i przelewania tego na papier. Ale najpierw anonsowałam to otoczeniu, może nie najbliższemu, ale ludziom, którzy chcieli dzielić się swoją pasją. Byłam kiedyś w delegacji i jeden z przedstawicieli firmy, z ramienia której wyjechałam i który rezydował za granicą, gdzie pojechałam, przywołał swoim opowiadaniem o tym, co już realizuje (na razie jako dodatek do pracy) moją wewnętrzną potrzebę tworzenia. Ponieważ jemu marzyło się dedykowanie swojej pasji, gdy przejdzie na emeryturę, ja też określiłam ten właśnie czas jako odpowiedni do zabrania się za pisanie. Nie miałam pojęcia, że wydarzy się to w miarę szybko, bo omal na przestrzeni 2 kolejnych lat. Wtedy to, zmieniwszy pracę, uświadomiłam sobie, że nie jest ona taką, jaką chciałabym wykonywać. Czułam przymus i naginanie mnie do obowiązków, które nie były moje z głębi mnie samej. Nadeszła okazja, aby to zmienić, choć odbyło się to dosyć boleśnie. Pracowałam wtedy w zagranicznej firmie i jej szef, dopiero obsadzony w Polsce, przywołał mnie do siebie, anonsując, że od zaraz zmienia warunki mojej pracy na zupełnie inne. Dotyczyły one tego, co sama kiedyś stworzyłam w poprzedniej pracy, ale miałam do tego zespół ludzi, a nie samą siebie w tej nowej pracy. Podjęłąm decyzję natychmiast - i także natychmiast znalazłam się na bruku - bez pracy. Z racji tego, że wtedy obowiązywało prawo polskie, które miało być honorowane przez zagraniczne firmy, udało mi się przedłużyć mój czas wolności o kolejne miesiące, które dedykowałam przygotowaniu mojej pierwszej książki. Był to rok 1995, a książka nosiła tytuł: EDUKACJA INTEGRUJĄCA. ALTERNATYWA CZY KONIECZNOŚĆ? i została wydana przez Oficynę Wydawniczą Impuls w Krakowie, pod patronatem Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w 1997 roku. I tak zaczęła się moja przygoda z pisaniem i to zarówno książek, jak i artykułów.

2 komentarze:

  1. Ewo dziękuję. Ja podobnie, już w podstawówce pisałem jakieś opowiadania, nawet fantastyczne. Mój kontakt z biologią, potem medycyną, analityką nie był przypadkowy. Dobrze to nazwałaś alchemia, szukanie związków w naturze, a potem w człowieku.
    Pierwszy kontakt z Psychosyntezą dał mi impuls, to jest ten wzorzec, ta synergia której szukałem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Jarku. Bardzo to ważne iść za impulsami, które odzywają się w nas, a właściwie są naszymi przewodnikami w drodze życia. Jeśli je zauważymy i podążymy za nimi, nigdy ich nie porzucimy i zawsze będą z nami.

      Usuń